wtorek, 17 maja 2011

"Listy do redakcji"

Doszły mnie słuchy, iż niektórych rozśmieszyła wzmianka o owych "Listach do redakcji".
Drodzy Czytelnicy, od czegoś trzeba przecież zacząć. Droga do publikacji nie jest usłana różami. Autorzy muszą się promować. Jeśli chodzi o mnie, mój tekst o urządzeniach elektrycznych pojawił się m.in. w Gazecie Wyborczej. Brzmi profesjonalnie? Brzmi. A to, że w dziale "Ogłoszenia drobne", kiedy próbowałam sprzedać odkurzacz, można przemilczeć. Zresztą, czy ktoś w ogóle sprawdza takie szczegóły?

Pomyślałam sobie, że też powinnam zamieścić u siebie zakładkę "Listy do redakcji". Na wszelki wypadek – ze sławą nigdy nic nie wiadomo.
Postarzałam się wczoraj chyba o godzinę, próbując rozgryźć, jak to zrobić. Czy do obsługi bloga potrzebny jest specjalny stopień wtajemniczenia?
W końcu mąż się nade mną zlitował i zaoferował założenie własnego bloga, żeby sprawdzić, jak stworzyć tę nieszczęsną rubrykę.

Chyba, że ktoś z was wie?

3 komentarze:

  1. Wow! Brawa dla Ciebie! Od czegoś przecież trzeba zacząć. Jeśli chodzi o mnie, mój pierwszy tekst pojawił się w Naszej Miss w dziale "Szukam przyjaciół" (czy coś w tym rodzaju) ;) Miałam wtedy 13 lat! He, he! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. 13 lat! Proszę, proszę, jaki wczesny debiut. A teraz własne książki wydajesz. Tak więc metoda "Listów do redakcji" działa.

    OdpowiedzUsuń
  3. Działa, działa... Nawet otrzymałam listy (chyba ze 100!)... i poznałam wielu wspaniałych ludzi! Mam nadzieję, że kiedyś pochwalę się taką samą ilością listów od moich Czytelników! lol

    OdpowiedzUsuń