środa, 23 lutego 2011

Od e-maila do e-booka

Kiedy byłam dzieckiem, lubiłam pisać listy. Niektórzy korespondenci proponowali mi po jakimś czasie wymianę maili, co w moich uszach brzmiało obco, niezrozumiale i napawało mnie strachem. Nigdy się na to ja, zacofane dziewczę, nie zgodziłam i swoją pierwszą e-skrzynkę otworzyłam dopiero po maturze.

Teraz papierowe listy piszę może pięć razy w roku, a moje nastawienie do internetu zmieniło się tak, że nawet założyłam bloga.

Jak przedstawia się sytuacja z czytaniem?
Uwielbiam książki z papieru i pewnie zajęłoby mi dekadę przekonanie się do ich wersji elektronicznej, gdyby mnie potrzeba nie przycisnęła.
Męczy mnie bowiem brak dostępu do literatury w języku polskim, a koszty wysyłki skutecznie odstraszają od jej sprowadzania z Polski. Żeby płacić za przysłanie paczki więcej, niż za jej zawartość? Aż krew się we mnie burzy!
Nie ugięłam się na szczęście i do głowy wpadła mi genialna myśl: e-booki.

Minie trochę czasu, zanim wprowadzę pomysł w życie (muszę poszukać na ten temat więcej informacji), ale już widzę światełko w tunelu.
Oby tylko nie zgasło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz