sobota, 26 lutego 2011

Po drugiej stronie

Naczytałam się dzisiaj w internecie rad dotyczących pisania i ciągle jeszcze wirują mi one w głowie. Czekam, aż wszystko opadnie, żeby móc się temu lepiej przyjrzeć.

Co mi dzisiaj dodało otuchy: ponoć pierwszy milion wyrazów nie nadaje się do opublikowania.
Trzeba więc pisać zawzięcie, żeby przepłynąć przez to morze bełkotu i wierzyć, że po drugiej stronie czeka na nas Powieść Z Prawdziwego Zdarzenia. Każde słowo jest jak uderzenie wody: skoncentrujmy się na celu i nie ustawajmy w tej wyprawie.

środa, 23 lutego 2011

Od e-maila do e-booka

Kiedy byłam dzieckiem, lubiłam pisać listy. Niektórzy korespondenci proponowali mi po jakimś czasie wymianę maili, co w moich uszach brzmiało obco, niezrozumiale i napawało mnie strachem. Nigdy się na to ja, zacofane dziewczę, nie zgodziłam i swoją pierwszą e-skrzynkę otworzyłam dopiero po maturze.

Teraz papierowe listy piszę może pięć razy w roku, a moje nastawienie do internetu zmieniło się tak, że nawet założyłam bloga.

Jak przedstawia się sytuacja z czytaniem?
Uwielbiam książki z papieru i pewnie zajęłoby mi dekadę przekonanie się do ich wersji elektronicznej, gdyby mnie potrzeba nie przycisnęła.
Męczy mnie bowiem brak dostępu do literatury w języku polskim, a koszty wysyłki skutecznie odstraszają od jej sprowadzania z Polski. Żeby płacić za przysłanie paczki więcej, niż za jej zawartość? Aż krew się we mnie burzy!
Nie ugięłam się na szczęście i do głowy wpadła mi genialna myśl: e-booki.

Minie trochę czasu, zanim wprowadzę pomysł w życie (muszę poszukać na ten temat więcej informacji), ale już widzę światełko w tunelu.
Oby tylko nie zgasło.

poniedziałek, 21 lutego 2011

Zamknięci

Taki piękny dzień, a my w domu.
Mój synek skaleczył się wczoraj w stopę i nie może chodzić. Zapytałam, jak bardzo go boli w skali od 0 do 10, gdzie 0 = wcale, a 10 = najbardziej na świecie. Odpowiedział, że na 4. Niby pocieszające, ale czwórka to jego ulubiona liczba, więc nie do końca mnie przekonał...

Przenoszę się na balkon i zmuszam do pisania. Idzie jak po grudzie - mam ochotę wyrwać kartki, zmiąć je w kulkę i zdeptać.
Na szczęście zamówiłam już pierwszą książkę do nauki pisania. Niech ją tylko jak najszybciej dostarczą, bo ja tu tonę!

I do tego jeszcze ta niemożność wyjścia na dwór...

sobota, 19 lutego 2011

Książka na każdą pogodę

Przestało padać!

Wybieram się wieczorem do księgarni, zamówić "Techniques of the Selling Writer" Dwighta V. Swaina. Ponoć ciężko się czyta, ale to niezbędnik każdego pisarza. Nie mogę się doczekać! Mój tekst na konkurs nie mógłby chyba być bardziej drętwy. Potraktowałam go wczoraj czerwonym długopisem i nic. Na szczęście zostało jeszcze trochę czasu na ponowienie próby reanimacji.

Na poprawę humoru polecam SlushPile Hell - stronkę "zrzędliwego agenta literackiego". Rozbrajające!

czwartek, 17 lutego 2011

Czerwony długopis

Usiadłam sobie przy stole i jednym uchem słucham zmywarki, a drugim dziecięcych piosenek. Wszelkie myśli własne zostały skutecznie zagłuszone, by nie powiedzieć: zabite.

Przenoszę się więc na balkon i teraz tylko dobiegają mnie odgłosy szosy i lotniska.

Dzisiaj nie mogę się skupić, ale postawiłam na wytrwałość i zajęłam się wpisem do bloga. Nikt nie obiecał, że będzie łatwo.

Wczoraj kręte ścieżki internetu zaprowadziły mnie na stronę nakanapie.pl, gdzie odbywa się właśnie konkursik pod hasłem: "Taki drobiazg, a zapamiętam go na zawsze...". Pierwszy szkic dojrzewa, jutro zabiorę się za korektę.
Mam nadzieję, że mąż przyniesie mi z pracy czerwony długopis - pisaki synka się nie sprawdziły.

(Moje dziecko zaczęło rysować kredą na balkonie. Wiedziałam, że się któraś stoczy i wyląduje u sąsiadów. Będę musiała zabarykadować tę szparę - przyciąga, jak magnes).

wtorek, 15 lutego 2011

Kto lubi zmywać?

Skąd się bierze tyle brudnych naczyń w tak małej rodzinie?

Pod koniec dnia w zlewie wyrastają góry najeżone sztućcami, którym często nie mam siły stawić czoła.
Schowałam dzisiaj brudasy do zmywarki, żeby mnie nie dobijały. Tak, mam zmywarkę. Trzeba jednak spełniać surowe kryteria, żeby zakwalifikować się do takiego mycia i udaje się to tylko nielicznym. Patelnie odpadają już na wstępie.
A obsługa maszyny wygląda następująco: umyć naczynia ręcznie, rozmieścić strategicznie w koszach, ignorować dwugodzinny hałas (lub ewakuować się z mieszkania), wypłukać naczynia ręcznie i... gotowe!
Najlepiej jeszcze wykazać się czujnością i dodać octu podczas cyklu płukania.

Nie wiem, jak ludzie mogli funkcjonować w epoce przedzmywarkowej.

Wracając do ukrytych naczyń: zorientowałam się, że nie mam czystych talerzy, musiałam więc wypuścić kilku więźniów, w przeciwnym wypadku kolację przyszłoby mam prosto z garnków jeść.
A może to właściwe rozwiązanie?

niedziela, 13 lutego 2011

"Uwaga, proszę Państwa, proszę Państwa, uwaga! Teraz, teraz, teraz - już!"

Witam czytelników!

Wypełniam właśnie jedno z postanowień noworocznych i zakładam bloga. Ma mnie to zmobilizować do pisania - ostatnio moje wysiłki literackie sprowadzają się do nabazgrania listy zakupów, listy rzeczy do zrobienia, tudzież listy osób, którym muszę wysłać list.
Wychodzę więc do ludzi i, pod osłoną anonimowości w sieci, zaczynam karierę długopisarki.

W samą porę, by życzyć wszystkim słodkich i pachnących Walentynek!