niedziela, 6 listopada 2011

„Już ledwo sapie, już ledwo zipie...”

Sześć dni i 10 tysięcy słów.
Odczucia?
Mam ochotę rzucić się na ziemię i orać w niej pazurami w dzikim szale. Mózg wyjałowiony. Trzeba użyźnić i sięgnąć po Sienkiewicza, inaczej chwasty uszami wyjdą.
Teraz dopiero rozumiem, jaką mordęgą dla niektórych jest odchudzanie: perspektywa ukończonej książki, czy sukienki w nowym rozmiarze nęci, ale droga do niej... Uff. I puff.
Może przyłączyć się do jakiejś grupy wsparcia?

Tyle u mnie. Jak Wam idzie?

6 komentarzy:

  1. Dlaczego? A reanimacja? Mamy jeszcze czas, 24 dni. Chcesz skopiować trochę tekstu ode mnie? ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. He, he, chętnie:) To chyba przez ładą pogodę i dobre samopoczucie. Paradoksalnie. Poza tym coś w mojej bohaterce się zmieniło, bo jedna sprawa, bardzo ważna zresztą, zmieniła się u mnie, więc jej motywy musiałyby być bardziej zrozumiałe. Ech, zapętliłam się trochę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekaj - mam 700 słów po angielsku. czy dam radę nadgonić? :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Agato Adelajdo, mój tekst nie nadaje się do niczego i cud się stanie, jeżeli uda się uratować z niego 10% i przerobić na opowiadanie. Ech...

    Marysiu, po angielsku to się liczy poczwórnie. :-) Może założymy własny Miesiąc Pisania? Wtedy my będziemy mogły ustalać zasady gry. :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Aniu, najpierw wydłuż dla mnie dobę :)

    OdpowiedzUsuń