Było zimno, ciemno i mgliście, czyli klimat w sam raz na trick-or-treating.
Bilans: 13 tysięcy kroków na krokomierzu, słój słodyczy zdobycznych i misa czekoladek nierozdanych (bo nie było nas w domu). Po położeniu dziecka spać wysypałam łupy na stół w kuchni i przywłaszczyłam sobie część – mój synek po dobroci by nie oddał. Na szczęście nie wyszedł z łóżka po wodę i mnie nie przyłapał. Tak przy okazji: czy tylko ja podkradam dziecku cukierki?
Teraz, nafaszerowana cukrem, czekam na północ, żeby wystukać pierwsze strony/ linijki (niepotrzebne skreślić) książki NaNoWriMo i położyć się spać z nadzieją, że mój entuzjazm przetrwa listopad, albo wystarczy mi cukierków na jego sztuczne podtrzymanie.
Jak Wam idzie pisanie?
Ja tam nie piszę "linijkami", ani nawet "liniami", tylko "wierszami" ;-)
OdpowiedzUsuńJestem dopiero na etapie "linijek", wykryłaś/eś moją amatorszczyznę. ;-)
OdpowiedzUsuńTy mały łakomczuchu! Jak tak mogłaś?!! :)
OdpowiedzUsuńMogłam, mogłam, ale nie martw się - zapłacę za to dodatkowymi kilogramami. :-)
OdpowiedzUsuńzasługujesz na to ;)
OdpowiedzUsuń