Kilka dni temu odkryłam w łazience stadko pająków, jak w „Pajęczynie Charlotty”. Trudno byłoby je wyłapać, takie to tycie i delikatne, więc zostawiłam je w spokoju i postanowiłam, że zajmę się nimi, jak podrosną.
A dzisiaj po moim stoliku maszerował raźno duży czarny pająk. Czy one tak szybko rosną, czy to inne pokolenie? Pobiegłam po słoik do kuchni, raz... dwa... trzy... cztery... pięć... i z powrotem, a po pająku ani śladu. Stolik niewielki, z ledwością starczy miejsca na laptopa i okolice, czyli książkę, zeszyt, kalendarz i okulary przeciwsłoneczne. Ostrożnie podniosłam papiery, zajrzałam nawet pod komputer, mimo że gorący, i nic. Tak intensywną czerń trudno przeoczyć, a jednak mi się udało. Chociaż, laptop też czarny...
W tym miejscu przypomniały mi się słowa synka:
brałam właśnie prysznic, gdy usłyszałam tupot i trzaśnięcie drzwi. Wychodzę z łazienki, dziecko wychyla się z pokoju i oznajmia:
„Widziałem robaka, jak szedł! Miał sześć nóg, był duży jak termit (?) i brzydki.”
„A gdzie jest teraz?”
„Albo w szafie, albo pod twoim łóżkiem.”
No, to słodkich snów.
Mam arachnofobię i pająki muszą po prostu znikać szybko z mojego domu.
OdpowiedzUsuńA ja mam sentyment i nie mogę się zmusić, żeby któregoś skrzywdzić. Przynajmniej to nie tarantule i skorpiony. :-)
OdpowiedzUsuńO Jezusku!
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Agatą Adelajdą! Och....
OdpowiedzUsuńU mnie ostatnio też się wylęgły paskudy. Ale pomna, jak boleśnie mogą ugryźć zawinęłam w miękką szmatę i wytrzepałam na dwór. A co!
OdpowiedzUsuńa mój chłopak się strasznie pająków boi :P haha, trzeba go postraszyć :)
OdpowiedzUsuńPająki w sam raz na Halloween, aż bilety mogłabym sprzedawać do naszego "nawiedzonego" domu. :-)
OdpowiedzUsuń