Sześć dni i 10 tysięcy słów.
Odczucia?
Mam ochotę rzucić się na ziemię i orać w niej pazurami w dzikim szale. Mózg wyjałowiony. Trzeba użyźnić i sięgnąć po Sienkiewicza, inaczej chwasty uszami wyjdą.
Teraz dopiero rozumiem, jaką mordęgą dla niektórych jest odchudzanie: perspektywa ukończonej książki, czy sukienki w nowym rozmiarze nęci, ale droga do niej... Uff. I puff.
Może przyłączyć się do jakiejś grupy wsparcia?
Tyle u mnie. Jak Wam idzie?
Zdechło...
OdpowiedzUsuńDlaczego? A reanimacja? Mamy jeszcze czas, 24 dni. Chcesz skopiować trochę tekstu ode mnie? ;-)
OdpowiedzUsuńHe, he, chętnie:) To chyba przez ładą pogodę i dobre samopoczucie. Paradoksalnie. Poza tym coś w mojej bohaterce się zmieniło, bo jedna sprawa, bardzo ważna zresztą, zmieniła się u mnie, więc jej motywy musiałyby być bardziej zrozumiałe. Ech, zapętliłam się trochę.
OdpowiedzUsuńCzekaj - mam 700 słów po angielsku. czy dam radę nadgonić? :D
OdpowiedzUsuńAgato Adelajdo, mój tekst nie nadaje się do niczego i cud się stanie, jeżeli uda się uratować z niego 10% i przerobić na opowiadanie. Ech...
OdpowiedzUsuńMarysiu, po angielsku to się liczy poczwórnie. :-) Może założymy własny Miesiąc Pisania? Wtedy my będziemy mogły ustalać zasady gry. :-)
Aniu, najpierw wydłuż dla mnie dobę :)
OdpowiedzUsuń