Mimochodem i niechcący uzbierałam całkiem pokaźną kolekcję ubrań do łatania i cerowania. Pewnie, zanim zabiorę się za naprawę ciuchów, synek z nich wyrośnie. Może właśnie na to po cichu liczę? Nie jestem mistrzynią igły - ostatnio złamałam dwie, podwijając nogawki spodni.
I te łazienki! Wanny aż się proszą o szorowanie. Jakby im mało było!
Wydawało mi się też, że dopiero co umyłam lustra, ale dowody rzeczowe przemawiają na moją niekorzyść...
Przekroczyliśmy już granice artystycznego nieładu i znaleźliśmy się po ciemnej stronie mocy...
Może dlatego ktoś wymyślił wiosenne porządki.
W dodatku urodziny męża tuż za rogiem. Co upiec?
Gotowanie i ja jeszcze się ze sobą nie zaprzyjaźniliśmy.
Powoli dochodzę do przekonania, iż talent może mieć większe znaczenie, niż do tej pory podejrzewałam. A ja nie chcę wierzyć w talent! Wolę już tę teorię z wytrwałością i ciężką pracą w rolach głównych.
Tymczasem, gdzieś tam w tle, dusi się chili con carne...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz