Radosław Żubrycki jest architektem, poetą i pisarzem. Publikuje na portalach internetowych, w prasie emigracyjnej oraz czasopismach architektonicznych. W e-booku znajdują się trzy jego zdjęcia, w tym jedno zajmujące całą stronę, dwa teksty od autora oraz informacja o nim samym. Promocji zdecydowanie nie zabrakło.
„Transatlantyk” tworzą opinie Żubryckiego na temat emigracji, Polaków i polityki, zapiski z podróży oraz opisy przyziemnych zdarzeń, jak rozbijanie karuzeli na placu za oknem, czy otwarcie polskiego sklepu w Belfaście, w które autor wplata swoją filozofię i w których doszukuje się drugiego dna. Artykuły z lat 2009 – 2010 są luźno ze sobą powiązane – czasami ich jedyną wspólną jest tylko autor.
Nie widziałam wcześniej tak niedbale napisanej książki: błędy ortograficzne, stylistyczne, gramatyczne, literówki i przecinki, które rządzą się własnymi prawami. Przez cały czas miałam wrażenie, że czytam egzemplarz przed korektą i że został on oddany do publikacji bez ponownego czytania, jakby był pierwszym szkicem. Co zadziwiające, książka została poddana korekcie!
Warsztat też pozostawia sporo do życzenia:
„Jordania była, jakby obok, jakby dodatkiem. Niestety, Izrael, jako kraj bardzo mnie rozczarował. Okazał się nieprzyjemny dla mnie, jako turysty” (s. 36)
Autor powtarza wyrazy o tym samym znaczeniu w celu wypełnienia miejsca. Lanie wody, rozwlekanie zdań, mnóstwo niepotrzebnych słów – teksty można by skrócić o połowę.
„O ile w tygodniu ta droga nudzi mnie i w zasadzie nie zostawia w pamięci większego śladu, o tyle w piątek zawsze coś mnie zainteresuje, zaintryguje lub zaciekawi.” (s. 46)
„W mgnieniu oka budynki skarlały, zmalały, skurczyły się.” (s. 150)
Część testów występuje pod innymi tytułami, niż zapowiada spis treści, a jednego artykułu w ogóle nie ma: e-book składa się z dwudziestu siedmiu tekstów, nie dwudziestu ośmiu. Brakuje też organizacji felietonów tematycznie. Rozdział szósty i dwudziesty piąty opowiadają o wizycie autora w Izraelu przed świętami Bożego Narodzenia: można by się obejść bez jednego z tych artykułów, po co powtarzać? Zauważyłam nieścisłości dat i liczb w „Balladzie o zamarzaniu” oraz niekonsekwencje w oznaczeniach.
Autor ostrzega we wstępie: „Niejednokrotnie czytelnik może nie zgadzać się z autorem, co do przedstawionego zdania, lub wybranej formy literackiej, niemniej jednak, nie powinien tego negować, ale tolerować, jako wyraz indywidualności każdego z nas.”(s. 6)
Jakie to zdania?
„A trzeba jasno stwierdzić, że Europejczyk mimo najszczerszych chęci, wyjazd do Japonii może przeżyć tylko dzięki macdonaldom.” (s. 150)
Niektórym odpowiada taki tok myślenia, inni odbiorą to jako arogancję i ignorancję osoby, która nie potrafi sobie poradzić za granicą.
„Kiedy już na dobre zaczęliśmy uczyć się literek, którymi oznaczona była nasza stacja [w Japonii] z ulgą odkryliśmy fakt, że na stacjach nazwy napisane są w formie cywilizowanej. Czarne arabskie litery były jak zimna whiskey z lodem na tym przedziwnym pustkowiu – orzeźwiająco-relaksujące.” (s. 152)
Forma cywilizowana? Literki japońskie? Litery arabskie? Bez komentarza.
Autor skarży się na Japończyków, że słabo mówią po angielsku i na brak cywilizacji w ich kraju. Tak, w hotelu, gdzie na zawołanie („reagują na dzwonek”) dostaje jedzenie. Dobrze, że mu polować nie kazali. A romantyczną wieś japońską uparcie nazywa „zadupiem”.
Mimo tego, przekornie, felietony o Japonii najbardziej przypadły mi do gustu: są najtreściwsze. I gdyby nie patrzenie z góry na Japończyków, czytałoby się je z przyjemnością.
Autor zbyt chętnie podkreśla, że jest „anglosaskim” blondynem. Po co? Na trzech załączonych zdjęciach widać, że czarny nie jest. Przydałoby się mu za to poczucie humoru i dystans do siebie. Na myśl nasuwa mi się kontrast z „cesarzem reportażu”. W „Podróżach z Herodotem” Kapuściński szuka podobieństw między samym sobą a ludźmi z innych kultur, nawet gdy jedzie do biedniejszych krajów. W „Transatlantyku” Żubrycki szuka różnic, a swój brak tolerancji zrzuca na karb wychowania w małym (polskim) mieście.
Autor neguje polskie szyldy w Irlandii jako brak integracji, by później wyrazić sprzeciw wobec próbom asymilacji emigrantów. Narzeka, że Polacy narzekają, klną, piją i są tak postrzegani za granicą, a potem pisze, że „trochę pijany” siada za kierownicą samochodu. I wciąż pisze o alkoholu: porównanie z whiskey, picie sake w Japonii, piwa w pociągu, piwa na śniegu... Stereotypy – czyż sami ich nie tworzymy?
Plus należy się za poruszanie problemu zamarzania bezdomnych w Polsce, czy nawoływanie do udziału Polaków w wyborach. Autora cechuje także spostrzegawczość i jako taki styl: rozwlekły i miejscami ckliwy, ale jest.
Dla kogo więc e-book? Dla osób dzielących poglądy autora i nie zważających na normy językowe.
Ocena: 2/6
Egzemplarz recenzyjny otrzymałam od serwisu nakanapie.pl – dziękuję!
O Boszszsz... Nie sięgnę, choćbym z nudów umierała.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Po pewnym czasie artykuły zaczynają śmieszyć. :-)
OdpowiedzUsuńTen Radosław Żubrycki na pewno jest poetą i pisarzem? Co za arogancja w wypowiedziach!! Brawo za odważną i szczerą krytykę. Czy te recenzje gdzieś jeszcze są publikowane? Bo jak wiedzę, przed niektórymi książkami trzeba ludzi po prostu uczciwie ostrzec ;)
OdpowiedzUsuńPowiem szczerze, że co do spraw formalnych, całkowicie się zgadzam, korekta książki jest słaba, co do pozostałych trochę się dziwię. Nie wiem czemu tak usilnie cała recenzja koncentruje się wokół wyciągnięcia jednego wniosku z kilkudziesięciu tekstów. Były one pisane na przestrzeni kilku lat i naprawdę nie łączy ich ani temat, ani miejsce publikacji. Ich jedyną częścią wspólną jest osoba autora. Próba ich układania w jedno jest bezcelowa, co zresztą jest wyraźnie podkreślone, ale w recenzji wskazane jako wada krytyczna.
OdpowiedzUsuńI druga sprawa, która mnie zastanawia to skąd takie uparte negowanie subiektywizu postrzegania. Większość tekstów koncentruje właśnie na tym, aby wyłuskać charakter konkretnego miejsca poprzez własne doświadczenie, a nie, poprzez promocyjne obrazki z folderów. Tak niestety jest, że autor jest anglosaskim blondynem i nawet gdyby chciał coś z tym zrobić, to jest to mało możliwe. I może dlatego teksty nie przypominają uogólnień z Wikipedii, ale mówią o tym co autor widzi i co czuje, a nie o tym co by chciał widzieć i czuć.
Mogę tylko ostrzegać wszystkich przed lekturą, bo faktycznie ludzie bez tolernacji subiektywizmu, mogą skończyć z podobnymi wnioskami jak w recenzji i czuć się rozczarowani.
pozdrawiam serdecznie ;autor;
Do autora:
OdpowiedzUsuńCieszę się, że przeczytał Pan moją opinię.
„Powiem szczerze, że co do spraw formalnych, całkowicie się zgadzam, korekta książki jest słaba”.
Zrobiłabym z tym coś w takim razie: Pański komentarz tutaj jest pod względem językowym o niebo lepszy od e-booka.
„Ich [tekstów] jedyną częścią wspólną jest osoba autora. Próba ich układania w jedno jest bezcelowa, co zresztą jest wyraźnie podkreślone, ale w recenzji wskazane jako wada krytyczna.”
Rzeczywiście, nawet poglądy w artykułach różnią się od siebie, mimo iż napisała je ta sama osoba i to w ciągu dwóch lat. Pewna organizacja artykułów pozwoliłaby jednak wychwycić powtórki w publikacji: albo rozdział szósty, albo dwudziesty piąty.
„Mogę tylko ostrzegać wszystkich przed lekturą, bo faktycznie ludzie bez tolernacji subiektywizmu, mogą skończyć z podobnymi wnioskami jak w recenzji i czuć się rozczarowani.”
Pozwoli Pan, że zarzut pozostawię bez komentarza. Nie należę do czytelników, o których Pan zabiega. Postarałabym się znaleźć osoby, którym charakter wypowiedzi odpowiada i poprosiłabym je o szczerą recenzję.
Pozdrawiam i życzę powodzenia,
Anna Gerszewska
Dziękuję za uwagi. Bardzo mi się spodobał fragment o Kapuścińskim, i o ile rzeczywiście spędził on całe życie na poszukiwaniu podobieństw, to czy przypadkiem na koniec życia nie pisał, że Afryka nigdy nie stanie się Europą i czy nie sugerował, zbyt dużych różnić, żeby nie powiedzieć wyższości "ludzi z północy"?
OdpowiedzUsuńCiężko jest traktować taki autorytet na poważnie, zwłaszcza, że tak zacięcie na koniec życia z czerwonego jastrzębia próbował zrobić się białym orłem.
Wiele z Pani uwag, które opisane są jako arogancja, odnosi się tak naprawdę do stwierdzeń autoironicznych i zaczepnych wobec czytelnika i w sumie ciężko mi uwierzyć, że mogą być odbierane z taką powagą. To jest ten dystans do siebie i poczucie humoru, o którego braku Pani wspomina, tyle, że potrzebny jest on nie tylko piszącemu, ale również czytającemu.
Dość dużo jest wyświechtanych sloganów na ulicach i w tanich magazynach, stąd trochę przekory i słownych prowokacji nie powinno nikomu zaszkodzić. Potraktowanie ich śmiertelnie poważnie mogłoby w pewnych warunkach politycznych wpędzić autora w spore kłopoty. Myślę jednak, że te czasy już nie wrócą.
Jeszcze raz dziękuję.
Pozdrawiam serdecznie. ;autor;